Niniejszy wpis jest pewnym uzupełnieniem do moich niedawnych rozważań na temat ceny medycznej marihuany w Polsce. Będzie mowa też o cenach, ale nie w Polsce i marihuany niekoniecznie medycznej.
Przeprowadzona parę miesięcy temu w USA ankieta pokazała, że spośród prawie 400 uczestniczących w niej podmiotów zaangażowanych w produkcję wyrobów konopnych i obrót nimi jedynie 42% przynosiło jakiś zysk, 21% ledwie „wychodziło na swoje”, a 37% miało straty. Jednym z podawanych powodów takiej sytuacji bał nadmierny fiskalizm. (Skąd my to znamy…?) Czy on musi występować?
Nie, nie musi: czytałem informację, że w stanie Nowy Meksyk marihuana sprzedawana pacjentom nie będzie obciążana podatkiem stanowym. O tym, że można do tematu podchodzić inaczej niż nasi rządzący pokazuje też przykład władz hrabstwa Humboldt w Kalifornii: wskutek szybkiego spadku cen (z 1 100 USD za funt do 400 USD) bardzo pogorszyła się sytuacja tamtejszych farmerów i dla czasowego ich wsparcia z funduszy hrabstwa wyasygnowano okrągły milion dolarów wsparcia – do 10 tysięcy na firmę.
A w sytuacjach skrajnych… można władzę pozwać za brak kompetencji! Tak właśnie zrobiła kalifornijska firma Catalyst Cannabis Co. W pozwie stwierdziła, że zbyt wysoki stanowy podatek (w Kalifornii to 15%) oraz błędy w działaniu popełniane przez Wydział Kontroli Marihuany (Department of Cannabis Control) powodują rozwój firm prowadzących nielegalne operacje, czego konsekwencją są straty stanowego budżetu oraz pogorszenie warunków działania firm ściśle stosujących się do przepisów prawa.
A tymczasem na amerykańskim rynku, pomimo generalnie panującej inflacji, pomiędzy styczniem 2021 i styczniem 2022 ceny produktów konopnych (mowa o rynku niemedycznym) dość mocno spadły: w przeliczeniu na czysty THC, w 6 analizowanych stanach susz potaniał o 16,7%, marihuanowe produkty spożywcze o 11,8%, a produkty do waporyzacji o 12,4%.