Lekarze od zioła

Jeśli się nie mylę, Facebook podsyła każdemu ze swoich użytkowników inny zestaw reklam, zależnie od grup, do których użytkownik należy, interakcji z innymi Facebookowiczami itd. Ja w ostatnim czasie regularnie jestem informowany o możliwości skorzystania z usług klinik, które w trybie on-line przebadają mnie i, po załatwieniu przyziemnych formalności finansowych, wystawią dla mnie receptę na medyczną marihuanę. I przyznam się, że moje odczucia są mieszane. Bo z jednej strony wciąż nie mogę się przekonać do instytucji zdalnej konsultacji lekarskiej (a już w ogóle nie akceptuję tego zjawiska w przypadku pierwszej wizyty). Z drugiej strony rozumiem, że w wielu przypadkach jest to forma wygodna zarówno dla pacjenta, jak i dla lekarza. No i chyba oczekiwanie na poradę telefoniczną jest krótsze niż na spotkanie w realu.

Usługami onlajnowych klinik nie jestem zainteresowany, więc na szczegóły nie zwróciłem większej uwagi, ale na pewno ogłaszało się ich kilka, nie zawsze ta sama. Ta troszkę nachalna Facebookowa reklama przypomniała mi o amerykańskich „pot doctors” czyli „lekarzy od zioła”. Gdy w 1996 roku Kalifornia zalegalizowała medyczny użytek marihuany, powstało tam sporo specjalistycznych klinik umożliwiających pacjentom marihuanowe terapie (w Stanach lekarze nie wypisują recept, lecz wydają tzw. rekomendacje, które są podstawą do legalnego zaopatrywania się w specjalistycznych aptekach konopnych). Ale dla uzyskania rekomendacji nie trzeba odwiedzać kliniki – można w tym celu iść… na plażę. Tam bowiem, jak czytałem w amerykańskich źródłach, przyjmują pacjentów wspomniani „pot doctors”. Wystarczy tylko wiedzieć, na którym leżaku urzęduje pan doktor. Cierpliwie wysłucha on pacjenta, autorytatywnie stwierdzi, że na dane schorzenie (zazwyczaj jest to taki czy inny ból…) marihuana faktycznie choremu może pomóc i od ręki wypisze rekomendację. A za swój wkład w poprawę stanu zdrowia nieszczęśnika skasuje skromne 100 czy 150 dolarów. Podobna sytuacja jest w innych stanach – z tą oczywistą różnicą, że nie we wszystkich są plaże.

Czy taka sytuacja jest naganna? (– myślę tu o sytuacji w Polsce, bo ta w Stanach interesuje mnie zdecydowanie mniej). Cóż, na pewno jest korzystna dla tych chorych, którzy mają prawdziwą potrzebę zdrowotną i marihuana rzeczywiście może im pomóc. Dla nich odbycie konsultacji przez telefon może być drogą czasem szybszą, a czasem wręcz jedyną: po 5 latach od znowelizowania Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii (czyli od zalegalizowania u nas medycznego zastosowania marihuany) lekarzy gotowych wypisać stosowną receptę mamy wciąż, nomen omen, jak na lekarstwo. Jasne, że ta sytuacja powoli będzie się zmieniać (podobnie jak dostępność i różnorodność suszu), ale… chorym nie bardzo uśmiecha się perspektywa kilkuletniego czekania na zmianę tych wciąż nieciekawych okoliczności. A zatem: dla autentycznych chorych „kliniki on-line” to dobra wiadomość. A dla „chorych nieautentycznych”? Cóż, nie wiem, jaka część osób zgłaszających się do takich klinik nie ma rzeczywistej potrzeby zdrowotnej, nie wiem też, czy receptę dostaje każdy, kto się zgłosi, czy może jednak jest jakiś odsiew. (Jeżeli wie to któryś z Czytelników, będę wdzięczny za komentarz). Ale… wiem o tym, że legalność marihuany jest dla społeczeństwa zjawiskiem korzystniejszym niż prohibicja (skąd wiem? – odsyłam do książki „Legalizacja? – jestem za„), więc ewentualne nieszczelności obecnego systemu nie tylko mnie nie martwią, lecz wręcz cieszą: im więcej Polaków będzie miało jakiś kontakt z marihuaną, bezpośredni lub przynajmniej z drugiej ręki (= leczący się lub „leczący się” członkowie rodziny czy znajomi), tym szybciej zostanie ona odmitologizowana (lub, mówiąc tytułem innej mojej książki, odkłamana), co w końcu doprowadzi do stopniowego odchodzenia od nieuzasadnionych (a wręcz szkodliwych) ograniczeń. Taką drogę przeszło już sporo krajów i amerykańskich stanów, u nas będzie dokładnie tak samo, nie mam żadnych wątpliwości, że sytuacja będzie się zmieniać. Powoli, ale jednak. Pesymista położy akcent na „powoli”, optymista na „jednak”, ale tych zmian nic już nie zatrzyma…

PS.
Chwilę po zakończeniu pisania tego tekstu, a jeszcze przed jego publikacją, dotarł do mnie link do tego oto artykułu – polecam jako jeden z głosów w dyskusji o funkcjonowaniu systemu medycznej marihuany w Polsce.

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *