Dość często w różnych dyskusjach spotykam się z opinią, że marihuana niczego nie leczy, bo nie likwiduje przyczyn chorób, a jedynie łagodzi ich objawy. Temu tematowi poświęciłem cały rozdział w książce pod tytułem? „Marihuana leczy”. No właśnie, bywa, że za ten tytuł też jestem atakowany.
OK, jestem skłonny przyznać krytykom rację: jeżeli definicją leczenia jest usunięcie przyczyn, to tak, marihuana zwykle nie leczy. (Oczywiście, patrząc od strony marketingowej, książka pt. „Marihuana łagodzi objawy chorób” miałaby na pewno trudniej na rynku?)
Właśnie przeczytałem wydaną przez firmę farmaceutyczną ulotkę dotyczącą padaczki. Oto pierwsze 3 zdania:
Padaczka jest przewlekłą chorobą neurologiczną. Choroba przewlekła to choroba, która utrzymuje się przez całe życie cierpiącej na nią osoby. Jednak skutecznie leczona padaczka może być bezobjawowa.
Zaraz, zaraz? choroba utrzymuje się przez całe życie, a jednocześnie jest „skutecznie leczona”? To jak: jednak można skutecznie leczyć, nie sięgając do przyczyn? Cóż, widocznie można, firma farmaceutyczna przecież takie rzeczy wie. Dwa możliwe wyjaśnienia tej ewidentnej sprzeczności: ? albo pojęcie leczenia może mieć inną definicję niż ta, którą podałem wyżej i do której odnoszą się moi krytycy; ? albo też marihuana jest objęta zupełnie inną logiką (uzasadnienie: bo tak).
No więc jak jest: czy marihuana leczy?