Polecam ten artykuł jako informację o tym, jak obecnie mają się sprawy.
I pozwalam sobie na mały komentarz do jednego fragmentu:
„To to nie jest refundowane?” – pyta zdumiony. „Nie, nie jest” – odpowiadam. No i tydzień później był komunikat o refundacji.
Fragment ten wprawił mnie w (kontrolowaną) wściekłość. W jaki my żyjemy kraju? Oczywiście, bardzo fajnie, że niektóre zakupy będą refundowane. Poprawi się raptem kilkunastu pacjentom (bo o takiej skali zjawiska w tej chwili mówimy), ale dobre i to.
Problem polega na tym, że mamy w kraju (w służbie zdrowia, ale przecież nie tylko) setki, a zapewne tysiące rzeczy, które – jak refundacja – powinny zaistnieć, ale nie istnieją, bo biurokratyczna machina zupełnie nie jest zaprojektowana do rozwiązywania takich problemów, nie jest nastawiona na dobro obywateli. Jeżeli komuś uda się dotrzeć przed oblicze prezesa i przekonać go, to jest jeden telefon i nagle się okazuje, że nierozwiązalny dotąd problem po tygodniu zostaje rozwiązany. Tylko że przed oblicze prezesa dostaje się, ile? ? 1%, 2%, 5% wszystkich słusznych spraw i tylko na tyle telefonów można liczyć. A cała reszta!?