Przeczytałem artykuł, pod spodem napisałem komentarz. Ale ponieważ komentarz jest krytyczny, mogą nie opublikować. No to wklejam tutaj, dla potomności:
Niech się na mnie pan Łukasz (autor powyższego tekstu) nie gniewa, ale tak za bardzo to on na temacie się nie zna. Świadczy o tym choćby zdanie „to CBD powszechnie uważane jest za najistotniejszy związek, który służy do leczenia różnego rodzaju schorzeń„. O kannabidiolu napisałem całą książkę i jestem jego wielkim fanem, ale panałukaszowy pogląd (echo powszechnej opinii) jest po prostu nieprawdziwy: mówiąc ostrożnie, THC ma CO NAJMNIEJ tyle samo właściwości leczniczych co CBD, a prawdopodobnie sporo więcej.
Są schorzenia, w których wysoka zawartość THC jest pożądana, a czasami niezbędna. W krajach cywilizowanych mocna marihuana jest postrzegana jako po prostu jeszcze jeden środek terapeutyczny. A to, że w Polsce „niektóre środowiska” uważają inaczej? cóż, psy szczekają, karawana jedzie dalej, a chorzy zadowoleni, że mimo wszystko Red No. 2 został zarejestrowany.
Kolejny przykład panałukaszowej niewiedzy: preparaty o niższej zawartości THC nie zostaną zgłoszone do rejestracji po to, żeby obniżyć zawartość THC. Oto prawdziwy powód: każda odmiana, ze swoją unikalną kompozycją kannabinoidów, terpenów, flawonów i innych składników, jest de facto innym lekiem, lekiem o innych właściwościach. Wprowadzenie nowych odmian nie będzie uzasadnione tym, że są słabsze, lecz tym, że są INNE. Pozwolę sobie na porównanie, które może pomóc w zrozumieniu tego zagadnienia: 50 ml spirytusu da taki sam efekt jak 120 ml wódki, bo tam liczy się TYLKO zawartość C2H5OH. Ale dwa buszki marihuany 20% to nie będzie dokładnie to samo, co cztery buszki marihuany 10%, bo oprócz THC zadziałają wymienione wcześniej pozostałe składniki.