W naszym środowisku sporo komentarzy wywołała niedawna wypowiedź p. Sławomira Neumanna, zatrudnionego przez społeczeństwo w charakterze wiceministra zdrowia. Postanowiłem skomentować i ja.
Dlaczego na liście tych specyfików nie ma oleju konopnego? Jeśli jakakolwiek firma farmaceutyczna uznałaby, że olej jest lekiem, który daje efekt medyczny, to wprowadziłaby go na rynek. Nikt tego nie zrobił.
Wiceminister zdrowia wyraził ciekawe przekonanie, że jeżeli czymś nie zainteresują się firmy farmaceutyczne, to to coś jest nic niewarte. Oczywiście, taka interpretacja jest sensowna, tych firm nie interesuje byle co. Jednak nie jest to jedyne możliwe wytłumaczenie braku zainteresowania big pharmy marihuaną. (Mówię o zainteresowaniu konstruktywnym, bo w zwalczaniu ruchów działających na rzecz legalizacji medycznej marihuany sektor ten jest aktywny nad wyraz.) Chciałbym poddać Waszej ocenie inne wytłumaczenie ? sądzę, że nie mniej sensowne.
Wprowadzenie jakiejś substancji do obrotu jako leku wymaga przejścia długiej i bardzo kosztownej (setki milionów dolarów) procedury, składającej się między innymi z odpowiedniej jakości badań klinicznych.Firmy farmaceutyczne na te procedury decydują się wtedy, gdy wiedzą, że taka inwestycja im się opłaci, bo przez wiele lat będą mogły mieć wyłączność na sprzedaż danej substancji (patent). Tymczasem olej konopny (mówiąc precyzyjniej: skoncentrowany wyciąg z marihuany) może zostać wyprodukowany w bardzo prosty sposób w domu. Jeżeli dodamy do tego fakt, że sam surowiec (marihuana) też może być przez pacjenta łatwo uzyskany (dom, działka), staje się jasne, że wielomilionowa inwestycja nie ma dla firm farmaceutycznych żadnego sensu: oficjalnie zostałaby udowodniona skuteczność czegoś, po co pacjenci nie musieliby chodzić do apteki, bo mogliby to zrobić sobie sami za ułamek ceny aptecznej. Co więcej, dopuszczony już do obrotu wyciąg z marihuany konkurowałby z wieloma innymi produktami oferowanymi przez firmy farmaceutyczne. A zatem: zainteresowanie się przez te firmy wyciągiem byłoby typowym strzałem w stopę. (Ktoś powie: ale przecież nie wszyscy pacjenci mogliby lub chcieli bawić się w uprawę, a potem w robienie wyciągu. To prawda, wielu chorych wolałoby kupić dobry sprawdzony wyciąg w aptece. Rzecz w tym jednak, że oni chcieliby go kupić za rozsądną cenę, a firmy farmaceutyczne są przyzwyczajone do tego, że w sytuacji, gdy chroni je patent (=brak konkurencji), mogą każdy swój lek sprzedawać po cenach wielokrotnie przewyższających koszt wytworzenia. W przypadku wyciągu z marihuany nie mogłyby tego robić, bo zawsze istniałaby groźba pójścia pacjentów do kogo innego lub rozpoczęcia produkcji własnej.)
Zastanawia mnie jedno: czy p. Neumann nie zdaje sobie sprawy z powyższego (a przecież nie jest to wiedza tajemna, wiedzą to wszyscy bliżej interesujący się tematem medycznej marihuany), czy sprawę sobie zdaje, ale świadomie wprowadza opinię publiczną w błąd. Cóż, w jednym i drugim przypadku dyskwalifikuje go to, moim zdaniem, jako wiceministra. Pamiętajmy jesienią, jakie siły polityczne wyniosły go na to wysokie stanowisko.
Aha, i jeszcze jedna genialna myśl wiceministra:
za wywołaniem tematu stosowania marihuany w medycynie stoi „część środowisk, które chcą zliberalizować” przepisy ustawy antynarkotykowej.
Przenikliwość tego spostrzeżenia wzbudza zazdrość: ustawa antynarkotykowa nie pozwala chorym leczyć się marihuaną, więc chcą oni jej zmiany. Ciekawi mnie, czy tak przenikliwy urzędnik nigdy nie zadał sobie pytania, dlaczego Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii w ogóle zajmuje się medycznym używaniem czegokolwiek. Pewnie sobie nie zadał, bo gdyby to zrobił, toby nie opowiadał farmazonów.
Argumentu „o medycznej marihuanie nie ma potrzeby rozmawiać, bo przecież jest import docelowy i prowadzi się terapie w CZD” nawet nie chce mi się dziś poruszać. Może innym razem.