Jeżeli się mylę, to proszę mnie poprawić, ale wydaje mi się, że Naczelna Izba Lekarska jest w Polsce panem (zawodowego) życia lub śmierci każdego lekarza, bo od jej decyzji o pozbawieniu prawa wykonywania zawodu nie ma odwołania do sądów powszechnych.
Niedawno NIL włączyła się w zataczającą coraz szersze kręgi dyskusję o medycznej marihuanie. W wydanym z siebie komunikacie powtarza to, co już znamy z ust jej prezesa. Mówiąc w skrócie: może coś tam ? coś tam, ale nie ma badań. Ten tekst właściwie byłby niewart naszej uwagi, gdyby nie to, o czym napisałem w pierwszym akapicie. Bo w tym kontekście ostatnie dwa zdania komunikatu:
Prezydium NRL wskazuje także, że ocena postępowania lekarzy stosujących interwencje o nieudowodnionej skuteczności nie może odbywać się na forum medialnym. Właściwe do tego są organy odpowiedzialności zawodowej samorządu lekarskiego.
w moich uszach brzmią jak bardzo poważna groźba kierowana do zanadto brykających lekarzy. Czy tylko ja tak to odbieram?
PS
Podjąłem próbę zrozumienia różnicy pomiędzy Naczelną Izbą Lekarską i Naczelną Radą Lekarską. Niespecjalnie się do tego przyłożyłem, może dlatego mi się nie udało. Komunikat wydała NRL, ale jest on na stronie internetowej NIL. Mam nadzieję, że nie zmienia to nic jeśli chodzi o meritum tego wpisu.
Szanowny Autorze, czy prezes NIL, P. Hamankiewicz, z którym korespondencję przedstawił Pan na swoim drugim blogu (tutaj: http://odklamywaniemarihuany.pl/o-medycznej-marihuanie-pytania-do-prezesa-izby-lekarskiej/), raczył przesłać Panu zwrotną wiadomość? Bo jeśli NIL to organ publiczny, to taka odpowiedź pownna zostać udzielona (chyba, że to była prywatna wiadomość..)
„2 x nie”: wiadomość nie była prywatna, odpowiedzi nie dostałem.