Od pewnego czasu w pewnych kręgach jest w dobrym tonie zaatakować Jerzego Ziębę. Za głoszenie teorii niezgodnych z oficjalną medycyną. Za zarabianie na książce. Za zarabianie na wykładach. Za zarabianie na suplementach. (Tak, zarabianie nie jest w pewnych kręgach dobrze widziane.) Za występowanie na uniwersytetach zamiast w cyrku.
Nie zamierzam bronić Zięby. Duży jest, niech się broni sam. Ale jest jeden atak, o którym chcę napisać. Po pierwsze dlatego, że ten atak uderza w chore dzieciaki i dlatego wydaje mi się bardziej podły niż inne. Po drugie dlatego, że w pewnym stopniu dotyczy także mnie. Chodzi o Fundację Polacy dla Polaków, w której jestem członkiem Zarządu.
Hejterzy rzucili się na Fundację, bo wykryli przekręt: Zięba (prezes Zarządu) zbiera od naiwnych ludzi pieniądze, po czym kupuje za nie olej CBD produkowany przez pana Gudańca, męża Doroty, będącej członkiem Zarządu. Uwagi mam tu cztery.
1. Jerzy Zięba zaproponował hejterom: jeżeli uważacie, że coś jest tu niezgodne z prawem, donieście na mnie do prokuratora, będę wam za to wdzięczny. Hejterom zmiękła rura i pojawiły się wersje, że prokuratorowi nic do tego, bo nie chodzi o naruszenie prawa, lecz o działania nieetyczne. OK, przekręt to dla mnie jednak coś niezgodnego z prawem, ale niech będzie.
2. Dla zdemaskowania przekrętu hejterzy domagają się podania, jaki jest procentowy udział poszczególnych produktów (marek) w całości refundacji. W ten sposób chcą wykazać, że prezes zarządu kieruje pieniądze do członka zarządu. Ja nie wiem, jakie są te udziały. Nigdy mnie nie interesowały, bo uważam, że nie mają one najmniejszego znaczenia. Z jednego prostego powodu: mechanizm refundacji jest taki, że rodzice kupują olej CBD, przesyłają fakturę zakupową wraz z zaświadczeniem lekarskim o potrzebie kuracji kannabidiolem i dostają zwrot wyłożonych pieniędzy. Powtórzę: to rodzice decydują o tym, jaki olej kupują, ani prezes Zięba, ani nikt inny z Fundacji czy spoza niej, nie nakazuje ani nawet nie sugeruje, jaki to ma być produkt. (Hejterom, którzy jednak ? lepiej późno niż wcale ? chcieliby zapoznać się z regulaminem, służę linkiem.) Decyzja o refundacji podejmowana jest (w zgodzie ze statutem Fundacji) jednoosobowo przez prezesa. Przychodzi do niego pracownica z dokumentami. „? Jest prawidłowa faktura? ? Jest. ? Jest opinia lekarza? ? Jest. ? Są środki na koncie? ? Są. ? To wypłacamy.” Dokumenty są załatwiane na zasadzie FIFO (najpierw to, co wpłynęło najwcześniej). I to wszystko, cała tajemnica. Fundacji nie interesuje, czy krople były od Gudańca, czy od kogokolwiek innego.
3. Ktoś na FB napisał, że rozmawiał z Dorotą i dowiedział się, że udział Maxa Hempa to dwadzieścia kilka procent. Jak wspomniałem, nie wiem, na ile to wiarygodne dane. Zresztą, to się zmienia, wystarczy parę faktur i odsetki już są inne. Dwadzieścia parę procent nie wydaje mi się jakimś bardzo podejrzanym udziałem. A gdyby się okazało, że na produkty Max Hemp jednak przypada sporo większy odsetek wartości refundacji, co wtedy? Pozwolę sobie wyprzedzająco pospekulować: na nieregulowanym przez państwo rynku pojawiło się sporo olejów o wątpliwej (a czasem żadnej) jakości. Chorzy to wiedzą (niektórzy przekonali się na własnej skórze) i w decyzjach zakupowych często kierują się zaufaniem. A ufają osobie, którą znają ? z telewizji, z magazynów, z akcji w terenie. Czy to jest podejrzane? Dla mnie nie.
4. Od pewnego czasu Dorota już nie jest w zarządzie Fundacji. Wycofała się właśnie ze względu na ten (pozorny a rozdmuchany) konflikt interesów. Znów napiszę tutaj coś wyprzedzająco. Na wypadek, gdyby hejterzy chcieli to skomentować w takim duchu, że jest w zarządzie czy nie, przecież nie przestała się kumplować z Ziębą. Zgoda, nie przestała. Ale przed użyciem takiego argumentu dobrze bym się zastanowił: jeżeli nie ma znaczenia, czy Dorota jest w zarządzie, czy nie jest (a, powtórzę: nie ma żadnego, bo ona nie miała nic wspólnego z decyzjami o refundacji), to w takim razie dlaczego przedtem to miało znaczenie? A to był główny zarzut. Więc ma czy nie ma?
Na marginesie: nie pamiętam już, czy w czasie, gdy powstawała Fundacja, Dorota już produkowała swoje oleje, wydaje mi się, że nie, ale pewności nie mam. Na pewno jednak plany założyciela fundacji były zupełnie inne, nie było mowy o rozdzielaniu pieniędzy na kurację olejkami CBD, to pojawiło się później, kiedy początkowe zamiary okazały się niemożliwe (na razie) do realizacji.
Kończę, poświęciłem temu tematowi zdecydowanie za dużo czasu. Ale wkurza mnie, że paru zblazowanych facetów (?), stroniących jak sądzę od rzeczy trudniejszych niż zrzędzenie zza monitora, może mieć wpływ na los chorych dzieciaków. Wpływ, mam nadzieję, tylko teoretyczny, ale mimo wszystko mnie wkurza.
„Od pewnego czasu w pewnych kręgach jest w dobrym tonie zaatakować Jerzego Ziębę. Za głoszenie teorii niezgodnych z oficjalną medycyną. Za zarabianie na książce. Za zarabianie na wykładach. Za zarabianie na suplementach. (Tak, zarabianie nie jest w pewnych kręgach dobrze widziane.) Za występowanie na uniwersytetach zamiast w cyrku.”
Za oskarżanie innych o zarabianie na cudzych chorobie ? na czym zarabia Jerzy Zięba. Oraz za głoszenie potencjalnie bardzo szkodliwych bzdur – konkretnie sugerowanie, że nie nalezy się leczyć.
Za zarabianie na bardzo drogich i bardzo niepotrzebnych suplementach.
Owszem, pseudonauka i łże-medycyna nie powinna być promowana na uniwersytetach, moim skromnym zdaniem.
„Hejterom zmiękła rura i pojawiły się wersje, że prokuratorowi nic do tego, bo nie chodzi o naruszenie prawa, lecz o działania nieetyczne. OK, przekręt to dla mnie jednak coś niezgodnego z prawem, ale niech będzie.”.
Nic mi nie wiadomo, żeby coś mi zmiękło. Napisałem ci maila, że chciałbym zapoznać się z księgowością fundacji – co ty na to?
” Ktoś na FB napisał, że rozmawiał z Dorotą i dowiedział się, że udział Maxa Hempa to dwadzieścia kilka procent. Jak wspomniałem, nie wiem, na ile to wiarygodne dane. „.
No ba, ty nic nie wiesz i niczym się – na wszelki wypadek – nie interesujesz.
„Od pewnego czasu Dorota już nie jest w zarządzie Fundacji. Wycofała się właśnie ze względu na ten (pozorny a rozdmuchany) konflikt interesów.”.
Coś takiego to wyjątkowo jaskrawy przykład konfliktu interesów. Coś w rodzaju: krajowy konsultant ds. kardiologii, decydujący jakie leki nasercowe są kupowane zasiada w radzie nadzorczej koncernu, produkującego takie leki.
„Na marginesie: nie pamiętam już, czy w czasie, gdy powstawała Fundacja, Dorota już produkowała swoje oleje, wydaje mi się, że nie, ale pewności nie mam.”.
Oj. Nie pamiętasz, nie wiesz, nie kojarzysz, nie umiesz sprawdzić. Pani Dorocie zepsuła się komórka? Tak z ciekawości, to z takimi kompetencjami co właściwie robisz w zarządzie tej fundacji? Jaki jest twój zakres obowiązków? Jakie masz ku temu kwalifikacje?
„Dla zdemaskowania przekrętu hejterzy domagają się podania, jaki jest procentowy udział poszczególnych produktów (marek) w całości refundacji. W ten sposób chcą wykazać, że prezes zarządu kieruje pieniądze do członka zarządu. Ja nie wiem, jakie są te udziały. Nigdy mnie nie interesowały, bo uważam, że nie mają one najmniejszego znaczenia.”.
Nie wiesz? A co ty właściwie wiesz?
„Kończę, poświęciłem temu tematowi zdecydowanie za dużo czasu. Ale wkurza mnie, że paru zblazowanych facetów (?), stroniących jak sądzę od rzeczy trudniejszych niż zrzędzenie zza monitora, może mieć wpływ na los chorych dzieciaków. Wpływ, mam nadzieję, tylko teoretyczny, ale mimo wszystko mnie wkurza.”.
Ojej. Nie wiem, zapal sobie?
No właśnie: uderz w stół, a odezwą się hejterzy. Przez ładnych parę dni nie było żadnej reakcji, już zaczynałem myśleć, że mnie zlekceważyli.
Odpowiedzi nie będzie, naprawdę szkoda mi tej pół godziny, w czasie której zrobię coś o wiele pożyteczniejszego.
Pan, który był uprzejmy napisać ten komentarz, nazywa sam siebie „dziennikarzem obywatelskim”. Cóż, wiele osób zauważa, że polskie dziennikarstwo schodzi na psy. Jak widać, to obywatelskie również?
>Nie odpowiedzieć na zarzuty
>Dziennikarstwo schodzi na psy
„Odpowiedzi nie będzie, naprawdę szkoda mi tej pół godziny, w czasie której zrobię coś o wiele pożyteczniejszego.”.
Tłumacząc na polski: Bogdan napisał bardzo słabą notkę, sugerując, że Zięba i jego fundacja są całkowicie OK. Przy okazji wyszło, że zarząd fundacji nie ma pojęcia, co się w fundacji dzieje. Nie wiedzą, za co komu refundują i wiedzieć nie chcą. Nie wiedzą nawet, gdzie jest ich właśna księgowość. Bogdan nie wie nawet, co sam robi w fundacji – albo zbywa takie pytania wyniosłym milczeniem.
Cóż – tylko tak dalej, chłopaki, aż z interesu zostaną wam wywieszki.
Tak.